Patryk Kaczmarczyk potrzebował zaledwie 63 sekund, by znokautować Pascala Hintzena na gali XTB KSW 77. Zawodnik Radomskiego Klubu Taekwon-do zmasakrował swojego rywala potężnymi kolanami, które były poprzedzone prostym na wątrobę. – Przez całe przygotowania trenowałem ten cios – przyznał Kaczmarczyk w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Maciej Ławrynowicz, TVPSPORT.PL: – Wszystko dzisiaj ułożyło się po twojej myśli. Prosty na wątrobę był początkiem końca. To było trenowane czy raczej odruch na bazie reakcji przeciwnika?
Patryk Kaczmarczyk, zawodnik KSW: – Tak, to było ćwiczone przez cały obóz. Przygotowane przez trenera Giermana Anfinogienowa. Tyle, ile on przyjął na korpus tych prawych prostych podczas przygotowań, to naprawdę szacunek dla niego. To jest sukces trenera. To on był w tej prawej ręce i on wiedział, jak ta walka się skończy. Ostatecznie skończyła się tak jak on chciał.
– Z drugiej strony nie czujesz takiego niedosytu, że przygotowujesz się do walki kilka miesięcy, a ostatecznie kończysz swoją pracę w nieco ponad minutę?
– Wcale nie mam, bo szanuję swoje zdrowie i dbam o nie. Toczę bardzo ciężkie boje na treningach i to też nie jest tak, że jestem jakoś bardzo głodny walki. Po prostu chcę wyjść i pokazać wszystkim, jak ciężko pracuję, jak ciężko trenuję i dzisiaj się to udało.
– Wspominałeś w wywiadzie po walce, że jeśli zawsze będziesz tak się czuł i będziesz tak przygotowany jak w sobotę, to zawsze będziemy oglądać tak bezlitosnego Patryka Kaczmarczyka. Czy to oznacza, że w poprzednich przygotowaniach nie wszystko poszło po twojej myśli, a jeśli nie, to co było innego?
– Ja sam popełniałem po prostu szczenięce błędy, o których nie będę mówił, nie będę się tłumaczył, bo jeżeli moi rywale ze mną wygrywali, to dlatego, że byli lepsi i tyle. Tak to podsumuję. Wyciągnąłem jednak dużo wniosków, dlatego jestem teraz dużo lepszym zawodnikiem. Jestem w tym miejscu, w którym chciałem być. Wniosek na przyszłość jest taki, że nie będę już toczył trzech walk w roku tylko dwie. Będę się bardzo mocno, rzetelnie przygotowywał. Będę dosłownie ku**a każdego ziarnko ryżu ważył i będę robił to najlepiej, jak potrafię.
– Przed tą walką zmieniłeś dietetyka. Z czego to wynikało?
– Mój poprzednik dietetyk, Marcin Ostaszewski, którego serdecznie pozdrawiam, jest świetnym dietetykiem. Powtarzam, świetnym dietetykiem. To fachowiec, ale ja potrzebowałem po prostu innego bodźca. Jedni zmieniają trenerów, drudzy kogoś innego, a ja zmieniłem dietetyka i z Akopem Szostakiem mam coś takiego, że bardziej pasuje mi jego styl prowadzenia niż Marcina, a Marcin jest naprawdę świetnym fachowcem. Nie ma tak, że któryś jest lepszy czy gorszy. Obaj są świetni, ale styl Akopa po prostu bardziej mi przypasował i z nim będę robił tę wagę, bo zrobiłem ją tak lekko, że sam w to nie wierzyłem.
𝗕𝗼𝗱𝘆 𝘀𝗵𝗼𝘁. 𝗕𝗼𝗱𝘆 𝘀𝗵𝗼𝘁. 𝗕𝗼𝗱𝘆 𝘀𝗵𝗼𝘁!
— KSW (@KSW_MMA) December 17, 2022
𝗞𝗻𝗲𝗲. 𝗞𝗻𝗲𝗲. 𝗞𝗻𝗲𝗲. 𝗞𝗻𝗲𝗲! 💥💥💥
🇵🇱 @kaczmarczykmma leaves a trail of destruction! XTB #KSW77 pic.twitter.com/M2k3Ru5An4
– Zaraz po walce zrobiłeś taki gest symbolizujący pas. Co to miało oznaczać?
– Nie chodzi o to, że jestem mistrzem. Powiedziałem, że obiecuję, że któregoś dnia zostanę mistrzem. Tam nie chodziło o to, że jestem już gotowy na mistrzostwo, bo nie jestem. Jeszcze nie jestem w tym miejscu, w którym mogę walczyć o najwyższe cele, ale wiem, że mam takie umiejętności, że jeśli je pokaże wszystkie, to sięgnę po to złoto i któregoś dnia przywiozę do Radomia pas.
– Byłeś na obozie w Niemczech u Roberto Soldicia, byłeś w Hiszpanii u Ilii Topurii. Wspominałeś, że przed każdą walką będziesz chciał wyjechać za granicę, by mieć jakiś nowy bodziec, doświadczyć czegoś innego. Masz już plan dotyczący tego, gdzie zawitasz przed kolejnym starciem?
– Tak, choć ja teraz nie myślę o kolejnej walce. Myślę tylko o tym, że polepszyć się po prostu jako zawodnik. Mam już zaklepany wyjazd do Tajlandii. Tam będę trenował z najlepszymi na świecie i mega się tym jaram. Będę trenował bardzo mocno, dwa razy dziennie.
– Tajlandia czyli muay thai?
– No tak. Jak widać po mojej ostatniej walce, te kolana jakoś tam chodzą. Tajski boks jest najlepszy u mojego trenera Giermana, ale chcę też potrenować z innymi zawodnikami.
– Przed walką opublikowałeś zdjęcie z salki treningowej z Mamedem Chalidowem. Czujesz się trochę jak mały chłopiec w bajce, który wchodzi do wielkiego świata i nagle dzieli salę z bohaterami, których niegdyś podziwiał w telewizji?
– Tak, to jest magiczne. Ludzie przed telewizorami myślą pewnie, że to jest mój naturalny świat, że ja tam jestem i to jest taka codzienność, bo już jestem trochę w tym MMA, ale tak nie jest. Ja jestem chłopakiem z małej wsi, który ciężko trenował w Radomiu. Nigdy w życiu sobie nie wyobrażałem, że będę w tym miejscu, gdzie Mamed z "Pudzianem" mają walkę wieczoru. Witają się ze mną, przybijają piątki, mają do mnie jakiś szacunek, przez to, że robię to co oni. Jestem wśród nich, to jest dla mnie ogromne wyróżnienie i zabiorę to ze sobą już do grobu, bo to coś pięknego.
– Serduszko biło pewniej mocniej też z tego powodu, że ty startowałeś kiedyś do "Pudziana".
– Haha, tak. To akurat były żarty. Nie każdy się na nich zna.